poniedziałek, 21 marca 2016

Pół roku minęło od ostatniego posta, niby długo ale czas tak szybko zleciał.
29 września 2015 roku wracam do pracy po cudownych wakacjach. O godzinie 16-tej tego samego dnia wręczono mi wypowiedzenie w ramach redukcji etatów i reorganizacji w pracy.
Szok, niedowierzanie, żal. Okres wypowiedzenia przechodziłam jak etapy żałoby. Pierwszy miesiąc pracowałam spokojnie jakby nigdy nic, drugi miesiąc był dla mnie ciężki, miałam napady złości i rezygnacji, przestało mi się chcieć. W trzecim miesiącu wyluzowałam, powoli rozliczałam się z pracy i przekazywałam swoje zadania innym, wykorzystałam urlop i baj baj. Po 23,5 latach pracy 31 grudnia był ostatnim dniem w mojej pracy, która była moim drugim domem.
W Nowy Rok 2016 przy toaście wykrzyczałam, że jestem wolnym człowiekiem... Nie na długo.
5 stycznia pierwsza rozmowa w sprawie pracy.
11 stycznia lecę na drugą rozmowę w sprawie pracy, po rozmowie lecę do Urzędu Pracy zarejestrować się jako bezrobotna. Rejestrowałam się przez internet, więc numerek miałam na ten sam dzień co rozmowa.
12 stycznia mam urodziny, dostaję telefon, że chcą mnie zatrudnić w nowej pracy.
15 stycznia idę do nowej pracy.
14 marca znowu jestem wolnym człowiekiem. W nowej pracy niestety nie było ok. Ludzie fajni, życzliwi ale praca sama w sobie była nie dla mnie, nie mogłam się w niej odnaleźć i stwierdziłam po tym stresującym dla mnie okresie, że nie chcę robić tego co nie sprawia mi satysfakcji a tylko przytłacza i stresuje.
Jestem teraz w domku, szykuję się do świąt a pracę będę szukać po świętach.

Przedwczoraj sięgnęłam po zaległą robótkę. Z braku czasu i złego nastroju nie miałam ochoty nic robić aż do soboty. Coś mnie naszło, że muszę wrócić do moich dziergotek, do moich pasji, które sprawiają mi tyle frajdy, a oto efekt.